Blogmas #4: codzienne smutki matczyne
Na początku od razu zaznaczam, że nie miałam zamiaru prowadzić żadnego blogmasa w tym roku. Czułam się strasznie przemęczona moją sytuacją życiową, tym że ciągle jestem sama z dzieckiem. Nic nie poradzę, że nie czuję tych świąt wcale.
A jednak uległam nastrojowi z innych blogów. Nie wiem jednak, czy przeczytacie u mnie to, czego obecnie oczekujecie? Ja po prostu lubię czasem wylać żale. A że to mój blog, moje miejsce za które płacę nie małe pieniądze, to mi wolno.
No dobra, ktoś mi już zarzucił pesymizm, ale czy wszystko ma wyglądać cukierkowo-słodkie, idealne, jeśli naprawdę takie nie jest?
Oby tylko pisać...
Po pierwsze, to zależy mi jak nie wiem co, aby ten blog dalej działał, więc na pewno nie zniknę.
Po drugie cholernie lubię pisać, nawet gdy nie zawsze mi to wychodzi...Co wiąże się niestety z brakiem inspiracji na pisanie, bo każdy dzień wygląda tak samo. Dokładnie, od kiedy nastała ta grudniowa szaruga za oknem.
Dlatego muszę się podnieść...
Nikt inny, jak tylko matka potrafi być tak wielozadaniową i udźwigać na swoich barkach tyle obowiązków każdego dnia. I już nawet nie chce mi się wracać do tych stwierdzeń, że ona tylko siedzi w domu z dzieckiem. Każdy niech myśli co chce, moja sytuacja obecnie nie jest optymistyczna, to nie będę udawać, że jest inaczej. Może się to zmienić w najbliższych dniach, co na pewno zobaczycie po lepszych jakościowo wpisach.
Brakuje mi książek...
Wieczory dla mnie bywają zbyt krótkie. Nie mam zbyt wiele czasu na moje przyjemności. Wiem, że to kiedyś minie i dziecko dorośnie. Na razie wymaga ciągle mojej uwagi, nie potrafi sam się bawić, nie ma rodzeństwa, raczej mieć nie będzie. A mnie wkurza teraz, że ciągle muszę coś robić. A pisać mogę dopiero wieczorem, kiedy nastanie w końcu cisza. Książkę na grudzień jednak jakąś muszę mieć, pytanie, na jaką tym razem się zdecyduję?
Nie dla kłamstw...
Takie czasy, że samotność jak ta zaraza szerzy się coraz mocniej. Ludzie coraz bardziej się izolują od siebie. Doczekaliśmy niestety tego, bo ktoś nam wmówił, że to ma być dla naszego dobra. Coś, co jeszcze dwa lata temu było nie do pojęcia, jest teraz normą.
Akceptujemy to i dostosowujemy się w imię wyższego dobra. A co naprawdę jest dla nas ważniejsze, bezpieczeństwo, czy nieustanna samotność i dlaczego musimy wybierać pomiędzy?
Tak bardzo bym chciała, aby ta spirala kłamstw w końcu opadła. Aby większości ludzi oczy się otworzyły na prawdę. A co tak naprawdę jest prawdą, a co kłamstwem? Odpowiedzcie sobie sami.
Obiecuje Wam, że następny post będzie o wiele bardziej optymistyczny.
A wylewaj jak masz co, żalu nie wolno w sobie dusić. Doskonale Cię rozumiem, każdy ma czasami dość,a już nie mając czasu dla siebie, tym bardziej. Oby to jak najszybciej minęło. Mnie dziś dopadła migrena, zupełnie straciłam wenę.
OdpowiedzUsuńPomimo tego że dużo postów które teraz pojawia się i jest przepełnionych optymizmem to nie chodzi o to. Wolność słowa. Póki jeszcze tego nam nie zabrano (?). Z chęcią przyjdę tu nawet jak będzie źle wyrzalenie się to czasem bardzo pomocna rzecz :) Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńby-tala.blogspot.com
Oj tak smutne mamy czasy i bardzo bym chciała, żeby wszystko w końcu wróciło do normy, bo brakuje mi mojego życia sprzed pandemii.
OdpowiedzUsuńTakie pełne żalu posty są potrzebne, nie udawajmy, że żyjemy w bajce :(
OdpowiedzUsuńZłe chwile stety, niestety też są i na pewno będą. Pewnie dlatego umiemy docenić te dobre? ;)
OdpowiedzUsuń"Po burzy zawsze wychodzi słońce"- to już nawet nie przysłowie, ale fakt. Tak jest. Prędzej, czy później i u Ciebie będzie dobrze, a nawet super. Trzymam kciuki i pamiętaj, pisz! Pisz tutaj, co tylko chcesz:-)
Pozdrawiam
Dobrze, że piszesz szczerze co u ciebie. Bardzo to doceniam. Na pewno jest ci trudno w domu z dzieckiem cały czas, ale tak to już w życiu jest. Pamiętaj, że wszystko jest przejściowe i za kilka lat twoja sytuacja może być zupełnie inna. Na razie ciesz się czasem z synkiem i nie myśl o tym co złe. Pozdrawiam cię serdecznie :)
OdpowiedzUsuń