Mało pisze na tematy macierzyńskie, a chciałabym bardzo pisać więcej. Jednak musicie zrozumieć, na co dzień będąc mamą 24h/dobę po prostu jestem zmęczona i pisząc na blogu, chce się oderwać od rzeczywistości. Jest wiele tematów, które chciałabym poruszyć. Skoro minął rok tej naszej wspólnej przygody, pora na małe podsumowanie.
Kiedy w szkole rodzenia położne mówiły, że nasze życie po porodzie zmieni się o 180 stopni, to nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak będzie i jaka będzie to skala zmian. Już na sali porodowej przekonałam się, jakie to jest trudne. Moje dziecko uparte nie chciało się wydostać na ten świat i to już przy ostatniej fazie porodu. Dlatego wszystko musiało zakończyć się cesarskim cięciem. Tym samym moje marzenia o urodzeniu dziecka naturalnie zostały pogrzebane. Rozumiem, że nie było wyjścia, trzeba było nas ratować.
Oczywiście musiało być dalej pod górkę, bo malutki nie umiał ssać. A wystarczył by tylko drobny zabieg, który w zasadzie powinien być przeprowadzony w szpitalu. Zostałam olana ja i moje dziecko, niby taki dobry szpital wybrałam. Nie trzeba było sugerować się opiniami w internecie. Dziecko było od początku karmione sztucznie. Położne, zamiast pomóc przystawić dzidziusia do piersi, wolały go zabrać na noworodki i tam dawać butelkę.
Wyszliśmy do domu z brakiem umiejętności karmienia naturalnego. Jestem osobą zawziętą, kupiłam więc laktator elektryczny. Odciągałam pokarm i karmiłam butelką przez całe 10 dni. Było bardzo ciężko, nie spałam prawie wcale, bo albo odciągałam, albo karmiłam butelką.
Kolki
Mieliśmy dobre dni, kiedy mały umiał już jeść, niestety od drugiego miesiąca dostał kolek, które trwały do szóstego prawie. Nasze wizyty u pediatrów, czy to prywatnie, czy na państwowo nie zawsze przynosiły spodziewane efekt. Spotkałam się nawet z poradą, aby przestawić dziecko na karmienie mlekiem modyfikowanym. Nie poddałam się, karmiłam dalej piersią akceptując, że moje dziecko niby mało przybiera na wadze.
Trudne dni
Wolałabym ten trudny czas wykreślić i zapomnieć, bo zamiast cieszyć się macierzyństwem, wpadłam w depresję poporodową. Na pewno nałożyły się na to jeszcze moje zaburzenia hormonalne, związane z tarczycą. Moje dziecko nie umie do końca jeszcze rozróżnić dnia i nocy, czasem się budzi o 2 nocą i nie chce mu się spać. Lekarz nam doradził po prostu zostawić go w łóżeczku i założyć sobie zatyczki do uszu. Nie mamy jednak sumienia na stosowanie takich metod. Z biegiem czasu jednak jest lepiej i bezsenne noce zdarzają się coraz rzadziej.
Macierzyństwo nie bywa łatwe, wymaga wielu poświęceń.
A i tak nigdy nie można powiedzieć, że jest się w stu procentach dobrą matką. To co mogę mu dać, to mój czas. Każdy dzień przynosi zaskakujące zmiany. Jak każda matka pewnie, często mam myśli, że jestem tą złą. Chciałabym mojemu dziecku dać o wiele więcej, niż jestem w stanie. Zapewnić mu lepsze życie, niż moje. Żyjemy oboje w takiej, a nie innej rzeczywistości. Codzienne życie przynosi wiele trudów, nie koniecznie wszystko jest winą przypadku, losu. Mam nadzieję, że jednak będzie lepiej.