Podsumowanie stycznia, nie tylko kosmetyczne
Nowy rok, pierwszy miesiąc za nami...
Zleciało szybko, nie wiadomo jak i nie wiadomo gdzie? Zawsze, kiedy mam pisać podsumowanie myślę, że nie warto tego robić, bo nie zdarzyło się nic nadzwyczajnego. A przecież miesiąc ma 31 dni, które wypełnione są 24 godzinną dobą, więc nie możliwym jest aby w tak długim czasie nie zdarzyło się zupełnie nic.
Jak większość matek, nie narzekam na nudę:
Nie brakuje mi obowiązków i czasami naprawdę myślę, że powinnam odpocząć. Jestem kierowcą, kucharzem, gospodynią domową, menadżerem... Dodatkowo prowadzę teraz już dwa blogi, choć ten drugi dopiero się rozkręca i troszkę zaczynam go traktować po macoszemu. Dla zachęty parę zdjęć, które zrobiłam na mój profil na Instagram: pamietnikizewsi
Urok małych miasteczek:
Styczniowe podróże przyniosły też takie widoki. Nawet nie chce wiedzieć, ile mam na liczniku kilometrów. Czasami czuję się jak kierowca zawodowy, tak dużo podróżuje. Jednak mieszkanie w małej miejscowości wymusza ciągle poruszanie się na czterech kołach. Zwłaszcza kiedy sroga zima i na podróż rowerem nie mogę sobie pozwolić.
W styczniu udało mi się w każdy weekend mieć domowe ciasto.
Raz poszłam na łatwiznę i zrobiłam ciasto bez pieczenia: Tiramisu z Mascarpone, na biszkoptach z marketu, a i tak wyszedł bardzo smaczny.
Jak widzicie, rozkoszuje się też Yerba Mate, a wpis o niej znajdziecie: Yerba Mate, dlaczego warto ? Gdzie kupić? (retromama.blog)
Prawdziwym hitem okazał się biszkopt z mąki orkiszowej (z karobem) i kremem budyniowym.
Super lekkie ciasto, z malutką ilością cukru i krem na prawdziwym maśle. Takie ciasto ciężko byłoby kupić gotowe. Jestem dumna, że wyszło wspaniale i wszystkim smakowało.
Zrobiłam też pączki serowe ekspresowe, smażone na oleju kokosowym. Może niezbyt zdrowe, ale chwilowo nie miałam ochoty dbać o idealną dietę.
Bardziej "zdrowe", choć na pewno nie nisko kaloryczne były te Muffinki marchewkowe z miodem, kakao i mąką żytnią. Naprawdę nikt się nawet nie domyślił, że to była ciemna mąka. Obawiam się jednak, że opadły dlatego, że mąka była zbyt ciężka. Mimo wszystko nie zniechęcam się do moich kulinarnych eksperymentów.
I tak oto po raz kolejny przekonałam się, że można zjeść smacznie i zdrowo jednocześnie. Potrzeba tylko poświęcić troszkę czasu w kuchni, bo nic samo się nie zrobi. Lubię jednak to moje pichcenie w kuchni, które skutecznie zajmuje moją głowę i nie mam czasu na smutki.
Na koniec fragment z wystawy sklepu Kik, do którego czasem zaglądam po akcesoria do zdjęć na bloga. Ten sklep to jednak zło, bo zawsze jak tam jestem dostaje oczopląsu i nie wiem co kupić. Za duży wybór.
Jak widzicie, mój styczeń minął na jeżdżeniu po dziwnych miejscach, nie raz wąskimi i krętymi drogami. Z powodu zimowej aury miałam więcej czasu na kulinarne eksperymenty i rozwinęłam moją kreatywność w pieczeniu ciast.
A Wam jak minął styczeń?
Styczeń przeleciał nie wiadomo kiedy :( mam wrażenie, że ten czas coraz szybciej leci, ledwo było Boże Narodzenie, a dziś już mamy luty
OdpowiedzUsuńA u nas styczeń minął pod znakiem przeziębień i sporej ilości przeczytanych książek. Ale tak też jest dobrze. :)
OdpowiedzUsuńA zdjęcia z Twojej notki (szczególnie te w plenerze) są prześliczne.
Zima w małych miejscowościach czy wsiach ma swój urok :). Trochę mi tego brakuje mieszkając aktualnie w dużym mieście :)
OdpowiedzUsuńHehe kura nie wygląda na zadowoloną z zimy 😃😃 Super foteczki 🤍🤍
OdpowiedzUsuńAle tu pyszności u Ciebie! :)
OdpowiedzUsuńświetne podsumowanie ;)
OdpowiedzUsuńzjadlabym takie ciasto:P
OdpowiedzUsuńPączki!
OdpowiedzUsuńPięknie wygląda ta zima, ale jednak niech już sobie pojdzie ;p
OdpowiedzUsuńIle pięknych widoków i pyszności :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podobają zdjęcia miasteczka - jest takie urokliwe i ma swój klimacik ;) co do ciast to zazdroszczę, ja mam kuchniowstręt ;p a KIK zawsze czymś skusi ;p
OdpowiedzUsuń